Jak pisać pisma procesowe i prowadzić komunikację w sporze – fragment książki Macieja Gawrońskiego i Piotra Biernatowskiego
Oczywiste słabości obsłużyć, a nie przemilczeć
Mówi się, że największym docenieniem zarzutów jest ich przemilczenie przez sąd w wyroku. Przemilczenie oznacza bowiem brak dobrej odpowiedzi. Stąd nie powinniśmy pozwalać sobie na przemilczanie okoliczności czy interpretacji na niekorzyść naszego klienta. Znane nam kwestie działające na naszą niekorzyść powinny być obsłużone (podobnie jak znane nam miny powinny być rozbrojone). Z perspektywy wpływu (czyli nie tyle logiki, co argumentacji) często wystarczy samo wspomnienie o argumencie przeciwnym i jego dyskredytacja.
Trzeba tu jednak być ostrożnym. Nie należy przydawać zbyt dużej przestrzeni argumentacji przeciwnej. Inaczej sami nadamy jej zbyt duże znaczenie w umyśle odbiorcy. Należy też przeprowadzić kalkulację, czy zakładamy, że przeciwnik widzi i podniesie dany argument, czy też nie widzi go, więc lepiej tematu w ogóle nie ruszać. Jest to już jednak zagadnienie techniki pisania.
Wnioski: Duże oczywiste „miny” warto samemu wspomnieć i rozbroić lub przynajmniej wytworzyć pozór rozbrojenia przez omówienie. W alternatywie, mając dobre argumenty, można zagrać na skupienie przeciwnika na jego zdaniem „łatwej wygranej”, aby dopiero w suplice wytoczyć armaty. Jednak ryzyka takiego odroczenia rozbrajania min są dwa. Po pierwsze, możemy nie mieć czasu na takie cyzelowanie strategii sporu (no bo kto ma czas). Po drugie, ryzykujemy, że pierwsze pisma stron „ustawią” percepcję sędzi(ego). Dlatego bezpieczniejszą strategią wydaje się wykładanie wszystkiego od razu, a następnie powtarzanie swojego stanowiska – czyli mantra w stylu Katona Starszego: „A poza tym uważam, że Kartagina powinna zostać zniszczona”[1].
Zachowanie materiału dowodowego vs retencja danych
[Nie o technice pisania, ale i tak warto zapamiętać] Czy zdarzyło się Wam, że klient usunął dowody ważne dla sprawy? Nam zdarzyło się, że globalna organizacja usunęła skrzynkę e-mailową kierownika projektu po tym, jak zmienił pracę, gdy wiadomo było, że pojawił się spór o ten projekt. Do dziś nie wiemy, co się za tym kryło. Czy „bo RODO”? Czy to jakieś obejście Sarbanes-Oxley Act? W każdym razie teraz wiemy, że nawet, a może tym bardziej, jeśli pracujemy dla globalnej korporacji, od razu żądajmy zabezpieczenia dowodów, w tym korespondencji e-mailowej osób, które były zaangażowane w sprawę. Nawet jeśli sprawy jeszcze nie ma, ale mamy podstawy uważać, że będzie. Wiara w to, iż klient zabezpieczy dowody z własnej inicjatywy, nawet jeśli przez rok rozmawia o sporze, bywa złudna.
Sprawa jako algebra, czyli rachunek wielomianów i sylogizm prawniczy
Sylogizm prawniczy. W matematyce zmierzamy do tego, aby poszczególne kroki rozwiązania były tak zrozumiałe, że ostateczny wniosek wydaje się nie do obalenia (co jest tym ważniejsze, jeśli ten wniosek jest nieoczywisty). Do tego samego powinniśmy dążyć w pismach procesowych (i w opiniach prawnych). Pociąga to za sobą szereg konsekwencji.
Musimy dążyć do prostoty. Do krótkich zdań i krótkich rozumowań. Logika kolejnych przejść powinna się narzucać sama, a definicje powinny być intuicyjne i sugestywne.
W sukurs przychodzi nam struktura tzw. sylogizmu prawniczego, czyli bardzo prostej implikacji (znaczy wnioskowania), gdzie przesłanka (tzw. większa) w postaci normy prawnej łączona jest z przesłanką (tzw. mniejszą) w postaci konkretnego faktu, dając interesujący nas wniosek prawny (w wyniku tzw. subsumpcji, o której powinniśmy się byli uczyć na pierwszym roku prawa na prawoznawstwie).
Błędnym rozumieniem tej wskazówki jest przeprowadzenie wywodu w postaci[2]:
[ustawa X + rozporządzenie Y + ustawa Z]
[wszystkie fakty ABCDEF…]
zatem
[MY MAMY RACJĘ]
Prawidłowo zaprezentowany sylogizm prawniczy to:
[konkretna norma prawna[3]] + [konkretny fakt] => [wniosek prawny dla nas istotny]
Zgodnie z art. 58 ustawy o psie
Pies jest zwierzęciem futerkowym o wymiarach 6 na 5.
Kot, którego dotyczy opinia, ma wymiary 6 na 5.
Zatem kot jest psem w rozumieniu art. 58 ustawy o psie.
Struktury tej używamy z sukcesem zarówno w opiniach, jak i w sporach[4], [5].
Po pierwsze, stosowanie sylogizmu prawniczego wymusza na nas dotarcie do sedna sprawy, co z kolei skutkuje zidentyfikowaniem mocnych i słabych stron. Po drugie, sylogizm prowadzi do wniosków, a nie do ocen. Zasadność naszego stanowiska powinna być osadzona w jak największym stopniu na wnioskach prawnych będących wynikiem stosowania wnioskowań formalno-logicznych[6]. W jak najmniejszym stopniu należy posługiwać się ocenami.
W pewnej sprawie, dotyczącej uchylenia przez organ administracyjny swojej własnej decyzji, Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił decyzję kasatoryjną (czyli decyzję o uchyleniu decyzji). Następnie Naczelny Sąd Administracyjny uchylił wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego[7]. Co jednak stało się dalej? Wyrok NSA wydawał się beznadziejny dla strony. Po miesiącu pracy taki właśnie werdykt wydał młodszy prawnik prowadzący sprawę (wiadomo, że sprawy prowadzą młodsi prawnicy). Jednak w ciągu jednej nocy starszy prawnik dopatrzył się tak konkretnych sformułowań w uzasadnieniu wyroku NSA, że WSA w kolejnym (trzecim) wyroku wprost zacytował z pisma strony, iż wyrok NSA wymusza zasądzenie zgodnie z żądaniem strony. Stąd precyzja rozumowań logicznych może przesądzić o wygranej[8].
Wniosek a ocena. Staramy się nie postrzegać prawa jako nauki humanistycznej. Stwierdzenie jednego z luminarzy polskiego prawa, że „Piękno prawa polega na możliwości tysiąca interpretacji” uważamy raczej za wypaczenie i skutek uboczny tak przeregulowania, jak i braku mechanizmów zarządzania jakością orzecznictwa[9]. Jedyny moment, kiedy prawo powinno stykać się z humanizmem to wtedy, kiedy podejmowana jest decyzja z uwagi na słuszność zasady współżycia społecznego czy dobre obyczaje kupieckie (przerobione, nie wiedzieć po co, na „dobre obyczaje” w Kodeksie spółek handlowych). Samo uregulowanie tego wycinka zgodnie z podjętą decyzją i późniejsze stosowanie regulacji mają niewiele wspólnego z humanizmem.
Więcej informacji w publikacji: “Jak pisać pisma procesowe i prowadzić komunikację w sporze. Czyli książeczka o pisaniu pism“
[1] W oryginale: Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.
[2] Nagminnie stosowanej przez młodych prawników, świeżo zapoznanych z konstrukcją sylogizmu prawniczego, ale którym się nie chce.
[3] Skonstruowana choćby przez połączenie kilku odwołujących się do siebie przepisów po wycięciu tych ich części, które nie dotyczą naszej sprawy metodą CUT + COPY & PASTE.
[4] Stosując rzetelnie logikę formalną, można na przykład dojść do wniosku, że wiceprezes konkretnego przedsiębiorstwa państwowego nie jest zastępcą kierownika tego przedsiębiorstwa państwowego w rozumieniu ustawy „kominowej” z 2000 r. Jakkolwiek przeciwintuicyjnie to brzmi, to zarówno zastosowanie logiki formalnej do wykładni gramatycznej, jak i analiza systemowa prowadzą do tego wniosku. Co w takiej sytuacji należy poradzić klientowi? Ano to, żeby dla świętego spokoju może jednak zastosował rozwiązania z tej ustawy.
[5] Natomiast w rozmowach kwalifikacyjnych, pytając o takie zagadnienia jak sylogizm prawniczy, odnosimy konsekwentne porażki. W ogóle podczas rozmów kwalifikacyjnych należy wykazywać szczególną ostrożność z zadawaniem pytań. Moje ulubione pytanie brzmi: „Proszę scharakteryzować instytucję odstąpienia w Kodeksie cywilnym”. Pewna osoba odpowiedziała na to pytanie następująco: „Nie widzę sensu, żeby podczas tej rozmowy zadawać mi pytania merytoryczne”. Na co odpowiedziałem: „To ja nie widzę sensu kontynuować tej rozmowy”. Skończyło się to opinią na gowork.pl, że „mecenasowi ewidentnie klepki się poprzestawiały”.
[6] Stojąc jednak twardo na ziemi, nie zachęcamy nikogo do stosowania zbyt wyrafinowanych metod dowodzenia logicznego. Już nawet zastosowanie fundamentalnej tautologii [p=>q] => [~q=>~p] może narazić nas na retorsje ze strony sądu. Nie mówiąc już o tym, że poprzeczka w postępowaniu dowodowym jest zawieszona dużo wyżej w polskim postępowaniu cywilnym niż karnym. To jednak moglibyśmy nazwać behawioralną teorią prawa, którą w trosce o własne zdrowie psychiczne pozostawiamy noblistom.
[7] Strona powoływała się na szkołę krakowską wykładni ustawy z 30.08.2002 r. – Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (Dz.U. z 2022 r. poz. 329 ze zm.). Niestety w składzie NSA zasiadał główny przedstawiciel szkoły warszawskiej.
[8] Dodajmy, że sprawa, o której mówimy, miała szereg dalszych zwrotów akcji. Naczelny Sąd Administracyjny znowu uchylił wyrok WSA; WSA ponownie orzekł jak dwa razy poprzednio. Następnie organ administracji nie wniósł kasacji. Strona zaczęła święcić triumf, gdy WSA nagle stwierdził, że sprawa nie jest rozstrzygnięta (pomimo istnienia administracyjnej decyzji rozstrzygającej). Stąd, jeśli ktoś twierdzi, że w sądownictwie administracyjnym istnieje coś takiego jak zasada ne bis in idem, to dysponujemy dowodami na to, że nie zawsze. Wreszcie, co się okazało? Okazało się, że sprawiedliwości chyba stało się zadość, trochę w stylu sędziego Adama Strzembosza z krzywdą dla stylu prof. Andrzeja Zolla. W sprawie tej prawnicy strony mieli rację proceduralną i materialnoprawną, jednak strona niekoniecznie miała rację tak w ogóle. Nie nam oceniać, czy to była realizacja zasady państwa prawa, czy zasady prawo prawem, a sprawiedliwości musi stać się zadość.
[9] Co najmniej jeden z autorów tej książki pozostaje fanem instytucji wytycznych wymiaru sprawiedliwości usuniętej z systemu w 1989 r. w imię źle pojętej niezawisłości sędziowskiej. Można było te wytyczne pozostawić może nie jako wiążące, ale przynajmniej w podejściu tzw. comply or explain (wytłumacz się z odstępstwa).